Opowiem Ci o czymś niezwykłym. Opowiem Ci historię, która może wydawać się zwyczajna. Mimo to, daleko jej od zwyczajnej opowiastki wujka Mietka. To historia o mnie, o interesach, o nerwach, o pieniądzach, o walce z samym sobą i o „siedmiu siłach sprzedaży”, które objawią Ci się w tym tekście, a podsumuję je dopiero na samym jego końcu! Bądź uważny lub uważna, gdyż jest to kwestia wartości peryferyjnych, czyli niezbyt oczywistych. Dużo o tym powiedzieliśmy podczas rozmowy z Karolem Niezabitowskim – kliknij!. A wszystko zaczęło się już w 2018 roku, kiedy wybierałem się do Algierii, choć skończyło się to wtedy jedynie na kawie w Warszawie. Pewnie chcesz mnie zapytać: „Jak to?”
Musisz wiedzieć, że Francuzi poza winem, serem i zupą cebulową uwielbiają strajki. Odwołali mi lot. Musiałbym czekać 20 godzin na kolejny, a sama podróż trwałaby wtedy 24 godziny z przesiadkami. Czy miałbym pewność, że strajk się nie przedłuży? Czy mogłem zaufać tej firmie? Istniała szansa, że dolecę do malowniczego i pachnącego miasta o którym ze łzami w oczach pisał Albert Camus, zjem kebaba przed lotniskiem i grzecznie wrócę. W tamtym momencie byłem mądry jak sowa i przebiegły jak lis. Powiedziałem grubym rybom w zarządzie, że wracam na tarczy i biznesów nie robię. Czułem po kościach, że to good move.
Voilà. To był wstęp. Fajny i dynamiczny, prawda? To teraz historia właściwa.
Kiedy Twój bagaż wybrał innego tripa niż Ty
#1 Air France
Wybrałem się na wyprawę do państwa ludzi o ślicznej, śniadej cerze i pięknej, złożonej religii którą jest Islam. Algieria. Tak, ta sama Algieria. Wyjazd służbowy. Samolot. Air France. Mówi Ci to coś? Mnie to mówi wiele, a nawet krzyczy.
Zamiast być przebiegły jak lis okazałem się głupi jak mopsik teściowej mojej siostry. Nie wiem co uśpiło moją czujność, gdy zagaiła mnie asystentka w firmie:
– Masz fajne połączenia na tydzień. Od niedzieli do soboty.
– Po ile? – zapytałem.
– (Coś tam coś tam… Co mnie to obchodzi? Nie mój hajs.)
– Opłaca się, a miałem już dawno odwiedzić Naoufal’a. Bookuj. Szybko. – odrzekłem.
– Dobra, już piszę kosztorys.
– A jaka linia?
– Air France.
– Super. Załatw od razu taksówkę z domu na dworzec.
Nie zapaliła się żadna lampka, że to Air France, francuzi, przecież obiboki i niezorganizowani pogromcy Chorwatów z Mundialu w Rosji, którym nie chce się pracować. Mają 35-o-godzinny-tydzień-pracy, zarabiają gruby hajs w euro, a i tak wiecznie im coś nie pasuje. Coś mnie gryzło dopiero przed wyjazdem. Non stop. Wiedziałem, że to będzie sztos, bo z partnerem z Oranu byłem dogadany jak Miś Koralgol i jego kolega Wiewiórka Juliusz czy tam Szczepan. Jednak jak przyszło mi myśleć o locie, to czułem dziwną, czarną siłę, która smyra mnie pod pachami. Podobne złe siły wyczuwałem w kwietniu jak jechałem do “Warszawki na kawkę”.
Kiedy Twój bagaż wybrał innego tripa niż Ty
#2 Co ten bagaż…
>Lecisz.
>Przesiadasz się w Algierze.
>Czekasz na odbiór bagażu.
>15 minut.
>30 minut.
>Kurła, jak oni się ociągają.
>45 minut.
>Nie chce się tym gnojom w ogóle pracować!
>Bagaże wpadają na tasmę seryjkami.
>Ciapki spacerują jak Kazia i Żanetka po molo w Sopocie.
>60 minut.
>Komu dupniesz najpierw?
>1H20 ciągle to samo.
>Najdłuższe oczekiwanie na bagaż ever.
>Z dziury przez którą na taśmę wpadały bagaże, a przez którą obserwowałeś arabów uwijających się jak ślimaki na pędzącym żółwiu, wychodzi jakiś ziomek w à la policyjnej czapeczce i mówi, że to wszystko.
>Konsternacja.
>Nie masz siły się wkurwiać.
>Idziesz do tego ich zasranego biura bagażowego.
>„Ma to być na jutro w Oranie. Zaraz mam lot. Jak nie to Was odjebię.”
>Ostatnie zdanie mówisz po polsku.
>Pierwsza zasada: Jesteś miły dla ludzi od których zależy coś na czym Tobie zależy.
>Szczególnie Kiedy Twój bagaż wybrał innego tripa niż Ty nie z Twojej winy!
>Lecisz se wiedząc, że to będzie hardkorowy tydzień.
>Oran. As-salamu alaykum, cher ami.
>Wbijacie do Sheratona.
>Myju-myju.
>Wbijasz z byczkiem na wixę na ostatnim piętrze.
>Uczysz wszystkich jak się pije wódkę w Polsce.
>Sen i tyrka od rana w przepoconych, nieświeżych ubraniach.
To jeszcze nie koniec opowieści, bo budzę się, a tu żadnych walizek obok łóżka nie ma. No więc trzeba reagować. Wspaniałe doświadczenia dnia poprzedniego zostały okraszone jeszcze szczyptą innych miłych-małych bonusów.
Otóż, w Algierii możesz trafić na dziwny problem z sieciami komórkowymi. Trochę się namęczyłem zanim ogarnąłem co się dzieje, ale czegóż się nie zrobi kiedy Twój bagaż wybrał innego tripa niż Ty i nie masz już czystych ubrań? Niektóre sieci mają zablokowane wykonywanie połączeń wychodzących. No, lol. Być może chodzi o konfigurację typu karta zza granicy czy coś. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ale wyłączcie opcję automatycznego szukania operatorów i zwyczajnie sprawdzajcie wszystkich dostępnych operatorów po kolei, jeżeli traficie na podobny problem.
Co prawda Algieria to super hermetyczny kraj, który ma swój świat i swój typ sprzęgła do Opla, więc tam takie akcje po prostu nie dziwią. Jakby coś podobnego kogoś z Was spotkało gdziekolwiek indziej, to już jest jakiś trop i warto znać ten trick. Zanim mogłem wykonać kilka połączeń, żeby odstawić odpowiednią zjebkę, to zdążyło się już trochę piasku przesypać na Saharze. Zadzwoniłem do serwisu bagażowego oraz polskiego agenta z firmy zewnętrznej: opiekuna, który ogarniał mi loty. Ten drugi w ogóle się później nie odezwał po moim zgłoszeniu. Firma „Esky” nie ma pojęcia co to jest Obsługa Klienta i ogólnie takiego lawiranctwa nie polecam. Omijajcie.
Z kolei biuro bagażowe na lotnisku w Oranie jak i Algierze… Nie odpowiadało. Wykonałem milion połączeń, mój ziomuś wykonał pierdylion połączeń i poruszył jakieś tam znajomości na miejscu. Też nic. Pracowników biura chyba nie było w ich budce i po prostu opierdalali się gdzieś za winklem. Gdy dzwoniłem w innych porach dnia było podobnie. Nieźle, co? Odstawiłem telefon i przeszedłem się po apartamenciku, by zobaczyć co tam w ogóle mam do dyspozycji. No więc siadam i szukam w arabskich googlach: „Jak zrobić bombę z coca coli, rodzynek, pistacji, baterii AA+ i łyżeczki.” Mniej więcej by z tego wyszło małe C4, ale porzuciłem swój pomysł po jakiś 20 minutach. Poszedłem wyczilować na basenie.
Kiedy Twój bagaż wybrał innego tripa niż Ty
#3 W basenie nie trzeba bagażu
Potrzebowałem tego odmóżdżenia w świeżej, letniej wodzie. No i przecież arabki przypadają mi do gustu – szczególnie te, które są niepraktykujące i lubią zaprezentować swoje egzotyczne wdzięki. Dobrze było się potaplać podziwiając ciekawą roślinność na tle kobiet o skórze koloru przepysznego latte. Podobał się mi też ich język. Francuski. Francuski w wykonaniu Pań z krajów Maghrebu. Magnifique!
Mocno doładowałem baterie Chivaskiem, a mój francuski również stał się troszkę lepszy:
– Tu es français, non? Mais je vois! — mówiła moja nowa, dobra przyjaciółka śmiejąc się i wymachując nóżkami pod wodą. Tak na serio, to nie wiem na ile to była kwestia języka, a na ile europejski look. Who cares? Wyglądałem jej na Francuza, bo mówiłem po francusku i byłem biały. Niesamowite. À propos — warto odkażać gardło raz od czasu na takim wyjeździe. Inna flora bakteryjna, a bezpieczeństwo i zdrowie to podstawa!
Zrelaksowany udałem się na spotkanie biznesowe. Klient mojego partnera, czyli mój klient końcowy, chciał mnie poznać osobiście. Być może chciał się upewnić kim jestem i że nie wysyłamy mu z Polski łysych ultra nacjonalistów z maczetami pomiędzy naszymi produktami. No, cóż będę wielce Ci opowiadał. Ciężka harówka jak zwykle, ale tym razem nie sprzedałem się w Algierii. Dobiłem fajnego interesu i zdobyłem świetne kontakty. Klient mojego klienta przewiózł mnie po sadzie oliwnym i uparł się, żeby posłuchać ichniejszej muzyki nowoczesnej. Muszę przyznać, że ludzie tam się potrafią zabawić i wydawać inspirującą muzykę! Jako fan muzyki wszelakiej nie mogłem pozostać obojętny i podzieliłem się polskimi, lecz również zachodnimi wykonawcami. Doprawdy niesamowite, że utwór „Benny Bennassi – Explosion” tak bardzo przypadł moim gospodarzom do gustu…
Wracamy od klienta. Kiedy Twój bagaż wybrał innego tripa niż Ty to po prostu często o nim myślisz, a ze mnie łebski gość i ogarniam mapę świata, więc wiem gdzie się znajduję i że po drodze mam lotnisko. Odezwałem się, do szofera: – Cette ville est à l’ouest, non ? On va aller à côté d’aeroport, alors je voudrais parler avec ces mecs tête-à-tête.
Wbijamy na lotnisko. Nie ma typkow w ich biurze. Jeny, jeny. Nowość. Atakujemy inne biura, żeby ściągnęli tych obiboków za mordę, bo przeciez inaczej zajebę. No ale co z tego jak oni kurła ne savent pas, bagaż dalej w Paris, dezole mysju. Mocno żałuję, że nie zabrałem tej koli z rodzynkami i zwracam się do mojego ziomusia „Jedziemy na zakupy do shopping center, mon partnaire.”
Czysty, pachnący, znowu przystojny. Tak można pracować, więc codziennie ciśniemy ostro. Rano wcześnie pobudka, żebym mógł sobie ogarnąć swoje rzeczy i biznesy, a potem praca, obiadki, kolacyjki. I nocne życie, gdzie ciągle proszą, by pokazać im ten trick z wódką jak się to pije cały petite verre na raz. Mam już dość, bo mało śpię, temperatury jak u babci w piekarniku. Algierskie dziewczyny tańczą jak opętane, a kutasem nie jestem, żeby ciągle stać… pod ścianą, nie? Generalnie po prostu jak już miałem świeże ubrania to miałem w dupie bagaż, alors j’ai decidé d’en simplement profiter.
Uwaga!!!
Skorzystaj z limitowanej promocji na
darmową konsultację 1na1…