Przejdź do treści

Kursy językowe dla firm to NIE BENEFIT językowy, a inwestycja w firmę

Jeśli kursy językowe dla firm są dobrze zorganizowane to przynoszą realną korzyść firmie – tak jak każda udana inwestycja. Jednak przyjęło się, że naukę języków traktujemy jako “benefit” (koszt), a nie jako inwestycję. Już na starcie (np. nie robiąc audytu językowego) podminowujesz projekt i marnujesz pieniądze, czas, energię oraz paradoksalnie – wzniesiesz bariery językowe.

W artykule:

  1. Konkretne przykłady z rynku, gdzie o językach myśli się w zły sposób.
    • Nauka u komercyjnych liderów w branży.
    • Zatrudnieni ludzie z “deklarowanymi” kompetencjami.
    • Targi i środowisko międzynarodowe.
  2. Kilka słów na temat jakości.
  3. Kursy językowe dla firm to aktywa, czy należności?
  4. Cele kursów językowych pod lupą.

Kursy językowe dla firm to niewypał? Prawdziwe historie…

Gdy założyłem PLA SCHOOL nie miałem jeszcze w pełni zbudowanego profilu idealnego klienta. Dzwoniłem do różnych firm, by rozeznać się w ich potrzebach językowych i realnej sytuacji na rynku. Dlatego wykonywałem trudne telefony do różnych przedsiębiorstw i osób na wielu stanowiskach…

“Lider już nas naucza”

Usłyszałem raz w słuchawce: „Współpracujemy z jednym z liderów w Polsce od wielu lat. Nasi pracownicy są wystarczająco dobrze przeszkoleni.” Zwyczajny handlowiec odłożyłby słuchawkę i zdekwalifikował leada.

Tyle, że ja 10 minut wcześniej odezwałem się do ich działu handlowego udając potencjalnego klienta z zagranicy. Doświadczyłem takiego dukania i stękania, że mam spore wątpliwości, czy mój rozmówca dałby radę sprzedać paczkę cukierków pod przedszkolem.

Ostatecznie moja rozmowa po angielsku została przekierowana do osoby z działu marketingu, która nie wiedziała co zaoferować, o co zapytać i jak poprowadzić rozmowę. Zostałem przekierowany na telefon, którego słuchawka nie została już podniesiona.

Czas na refleksję, czy “lider” to zawsze najlepsza opcja

“Nasi pracownicy już się wykształcili”

W innej firmie z kolei odpowiedziano: “Zatrudniamy tylko magistrów filologii. To te osoby mogłyby Was nauczać języków.” Sam byłem kiedyś po filologii i niewiele wówczas umiałem. Mówię więc: sprawdzam. I dzwonię…

Jak radzili sobie pracownicy do których zadzwoniłem? Lepiej niż w przykładzie pierwszym. Udało się z jedną osobą przeprowadzić dłuższą, bo około 6 minutową rozmowę. Szła jednak jak po gruzie. Powtarzanie pewnych kwestii
i upewnianie się, że wszystko zostało zrozumiane wyssało ze mnie energię. To był doskonały przykład na “jakoś to będzie”. Ciebie na szczęście “jakoś” nie interesuje, bo czytasz ten artykuł. Interesuje Cię “jakość”.

Mój feeling po tej rozmowie oceniam na średni gdyż:

  • Moja rozmówczyni potrafiła się domyślać oraz improwizować, by “jakoś” to brzmiało.
  • Dało się jednak usłyszeć niepewność w głosie, co udzieliło się również mnie – w sensie nie byłbym pewien, czy chcę rozpocząć współpracę z taką firmą (na poziomie podświadomym).
  • Dwukrotnie nie zostałem zrozumiany, co wydłużyło rozmowę.
  • Również dwa razy poczułem, że muszę sparafrazować obniżając poziom elokwencji, gdyż rozmówczyni nie odpowiadała (sprzężenie zwrotne, czyli np. kiwanie głową lub przytakiwanie – robiła to wcześniej gdy rozumiała wypowiedź).
  • Ostatecznie, choć doprowadziliśmy rozmowę do końca – nie zostałem zrozumiany, gdyż nie otrzymałem maila z podsumowaniem na którego się umówiliśmy. Albo słabe procesy w firmie…

To wszystko jest normalne i zdarza się. Szczególnie rozmawiając w języku obcym i to przez telefon. Ale nie wszystko na raz i nie w przeciągu 6 minut.

Targi, udaję Francuza face to face

Wielka firmowa wtopa, której byłem prowodyrem. Była to firma konkurencyjna do tej, w której byłem wówczas zatrudniony. Jednocześnie był to (kilka lat później) mój pierwszy duży klient w PLA SCHOOL. Jak do tego doszło?

Reprezentaci jednej z polskich firm medycznych dumnie się prezentowali na stoisku do którego podszedłem udając Francuza.

  • Kurcze, nie mamy nikogo od francuskiego – zaczynają rozmawiać między sobą.
  • Próbuj z nim coś po angielsku, może szefa ściągnę w międzyczasie.

Niechętnie odpowiadam po angielsku z niby francuskim akcentem. Równocześnie słucham jak w języku polskim na głos obliczają cenę ustalając na jakiej marży pracuje ich dystrybutor w tym kraju. 🙂

Liczy się jakość

Jak w diecie i zdrowiu: z całą pewnością rozumiesz, że nie wystarczy po prostu jeść. Trzeba zadbać o jakość pożywienia, jeśli zależy Ci na dobrym funkcjonowaniu w dłuższej perspektywie.

W kwestii jedzenia rozumiemy różne funkcje danych produktów: solidny posiłek to podstawa, a przekąski to dodatek. W językach kompletnie nie pojmujemy, że jest różnica między benefitem językowym, a inwestycją w rozwój językowy. 

W ten sposób właściciele i działy HR serwują swoim pracownikom “coś, jakoś” – przekąskę. Na tym koniec. Krótkoterminowo wszystko wygląda super. Długoterminowo również, bo pracownik jest zadowolony. Ma przecież przekąskę. Jednak robiąc rzetelny audyt, badanie “bebechów” – nie jest tak kolorowo:

  • Jaki jest realny wpływ Twoich lekcji językowych na funkcjonowanie firmy?
  • Jaki jest ich realny wpływ na działania pracowników? 
  • Jak to mierzysz?
  • Co dokładnie mierzysz?
  • Udało Ci się zdefiniować cele?
  • Czy są one spójne ze strategią firmy?

Jest tego więcej… Przeczytaj jak robimy audyty językowe firm.

To twoja decyzja w co inwestujesz swoje zasoby

Kursy językowe dla firm to aktywa czy należności?

Zależy od tego jak podejdziesz do tematu. Jako osoba, która zapewne ma sporo styczności z biznesem rozumiesz, że zakupiona nieruchomość może stać pusta i utrzymanie jej będzie kosztem.

Ta sama nieruchomość, jeśli ją komuś wynajmiesz – stanie się pracującym na siebie (i Ciebie) aktywem. Czyli innymi słowy: przyniesie Ci zaplanowane lub przewidywane korzyści. Czemu nie postrzegasz w ten sposób inwestycji językowych? Zauważ, że nie da się wyjść na zero… Albo zyskujesz, albo tracisz.

Aktywa lub należności w językach

Jeśli Twoi pracownicy mają godzinę zajęć z języka angielskiego raz w tygodniu to są dwie opcje: 

  1. Tracisz jedną godzinę za którą im płacisz – na ich benefit.
    To taka “przekąska”, należność, koszt.
  2. Inwestujesz tę godzinę za którą im płacisz – realizując zaplanowane działania.
    To jak zdrowy posiłek, aktywo.

To tylko perspektywa pieniędzy. Przemyśl teraz tę samą kwestię, ale weź pod rozważania jeszcze inne zasoby, np. czas lub energię, motywację. A jak wychodzi na tym Twoja organizacja…?

Cele kursów językowych dla firm

Dopóki cele językowe pracownika nie mają punktów styku z celami firmy to jest źle. Jeśli pracownik uczy się języka w ogóle nie ustalając celu to jest bardzo źle (tutaj przeczytasz artykuł o celach S.M.A.R.T.)

Czy organizując benefity językowe zakładasz jakieś cele?

Jeśli w ogóle rozmawia się o celach benefitów językowych to często dotyczą one:

  • zadowolenia pracownika,
  • odhaczenia “podejścia rozwojowego w firmie”,
  • dystrybucji budżetów szkoleniowych.

To bardzo uniwersalny zestaw wytycznych do którego pasuje wiele innych bonusów pracowniczych. Ten fakt sam z siebie powinien być alarmujący. Skoro kurs językowy ma przynieść Twojej firmie takie same korzyści jak kurs szydełkowania lub spływ kajakowy albo owocowy czwartek… – to czerwona kontrolka naprawdę powinna już na Ciebie wrzeszczeć.

Cele indywidualne vs. cele firmy

Inwestycja w język Twoich pracowników to inwestycja w Twoją firmę. Dlatego myślenie o kursach językowych dla firm zacznij od ustalenia celów firmowych w obszarze języków obcych.

  • Planujesz ekspansję? 
  • Na jakie rynki?
  • Czego potrzebujesz?
  • Jakie stanowiska otworzysz?
  • W jakiej branży działasz?
  • Kto będzie wykorzystywać język obcy?
  • Jakimi środkami będziecie komunikować?

Co firma to inny zestaw pytań i inny zestaw odpowiedzi. Dzięki nim wyłonisz kierunek: co muszą umieć robić pracownicy, by firma realizowała ten cel? Zauważ, że z taką świadomością Twoja rozmowa z potencjalnym dostawcą usług językowych będzie wyglądać kompletnie inaczej.

Będzie Ci też łatwiej nie popełnić kosztownego błędu. Decydowanie się na usługę w obszarze, który nie jest Twoją mocną stroną – to jest zawsze trudne. Może minąć sporo czasu zanim dostrzeżesz potrzebę innego rozwiązania, a samo wycofanie się z danej umowy również może być problematyczne.

Z tym, że czas, energia no i pieniądze najpewniej zostały zużyte już bezpowrotnie.

Udało Ci się dotrwać do końca tak długiego i trudnego artykułu? Mam dla Ciebie nagrodę!

Wybierz termin bezpłatnej konsultacji ze mną. Zrobimy wstępny audyt wyzwań językowych Twoich lub Twojej firmy

Uwaga!!!

Skorzystaj z limitowanej promocji na

darmową konsultację 1na1…


This will close in 0 seconds

Mateusz Stasica