Przejdź do treści

3 błędy w organizowaniu lekcji językowych (również dla HR managerów!)

  • Biznes

Nie wiesz, które szkoły mają cwany model biznesowy zarabiania na niezrealizowanych zajęciach? Nie znasz ukrytych ukrytym kosztów taniej usługi? Mylisz lektora z nauczycielem i nie znasz różnicy, więc ślepo wierzysz w “cud native speakera”? Poznaj 3 podstawowe błędy w organizowaniu lekcji językowych – szczególnie w firmach!

1. Pułapki tanich szkół językowych i platform

Jeśli szkoła wycenia 60 minutowe zajęcia na 70 PLN to powinna zapalić Ci się czerwona lampka. W 2026 roku 70 PLN to stawka, jaką biorą studenci filologii działający w ramach działalności nierejestrowanej. Czyli nie płacą podatków ani ZUSów – nie mają też doświadczenia w nauczaniu, ani żadnym innym zawodzie. Jak profesjonalna szkoła miałaby zarobić na podobnej stawce?

Opcje są dwie: 

  1. Zajęcia będą odbywać się z tzw. “native speakerem” (często pochodzi z Azji), którego stawka godzinowa nie ma nic wspólnego z europejskimi normami, a ich kompetencje nauczycielskie są niskie.
  2. Albo szkoła ma cwany model biznesowy: nie będzie zarabiać na zajęciach zrealizowanych (do nich właściwie dokłada wliczając to w koszty marketingowe). Taka szkoła zarabia na zajęciach, które nie zostały zrealizowane, ale zostały opłacone z góry lub odbiorca podpisał niekorzystną umowę. W 2025 roku w branży zawrzało z powodu takich umów-cyrografów na które znana, żółta korporacja językowa proponowała od razu odpowiedni produkt bankowy.

Kwestię zarabiania na zajęciach niezrealizowanych opiszę najpierw.

3 błędy w organizowaniu lekcji językowych (również dla HR managerów!)
To niby nie jest fizyka kwantowa, ale jednak trzeba wiedzieć co policzyć.

Konkretne liczby i konkretna umowa (przykład z rynku)

Ilość uczestników: 12
Ilość zajęć w pakiecie 6 miesięcznym: 208 godzin
Cena brutto przed rabatem: 31 200 PLN (150 PLN za godzinę)
Cena brutto po rabacie: 14 352 PLN (69 PLN za godzinę)

Korporacja językowa tę pierwszą umowę – jak wspomniałem – “wlicza w koszty” (to narzędzie marketingowe). Wskazują jednak niby górną granicę, bo chcą Cię już z nią oswoić. Proponowana, promocyjna cena jest tak niska, że trudno odmówić i łatwo przeoczyć ewidentne czerwone lampki w umowie tj.:

  • Płatność z góry na określoną liczbę zajęć bez możliwości odwołań
  • Brak opcji edycji, dopasowania kursu (np. liczby godzin) w czasie obowiązywania umowy
    (np. urlopy, chorobowe)
  • Brak opcji usunięcia z listy uczestników w trakcie (np. co jak ktoś się zwolni?)
3 błędy w organizowaniu lekcji językowych (również dla HR managerów!) wykreslanie z listy lub dodawanie
Wykreślanie z listy to jedno, ale co gdy chcemy kogoś dodać? Musi czekać do nowej umowy?

Niewidoczne błędy w organizowaniu lekcji językowych?

Tego firmy nie są świadome. Pracownicy korzystają z takiego promocyjnego kursu (lub go opuszczają). Korporacja językowa gromadzi bardzo ważne dane statystyczne – liczą opłacalność utrzymania Was jako klientów. Nadchodzi zatem moment przedłużenia umowy:

  • 69 PLN to cena promocyjna, 150 PLN to rynkowa cena dla takich zajęć
  • Firma od początku zna cenę bez rabatu i przez pół roku funkcjonuje z wiedzą o domniemanej wartości
  • Szkoła, w zależności od statystyki nieodbytych zajęć, zaproponuje nową cenę z widełek 69-150 PLN

Nie łudź się: Ty lub Twoja firma zawsze płacicie 150 PLN za zajęcia: 

  • albo w postaci faktycznej ceny (np. przy 100% frekwencji),
  • albo “oddajecie szkole” w postaci niezrealizowanych zajęć opłaconych z góry.

Warto zauważyć, że z regulaminu platformy wynika, że szkoła nie płaci lektorom za zajęcia, które się nie odbyły. A zostały przecież opłacone przez firmę. Takie działania mogą wydawać się niezbyt fair również względem nauczycieli takiej szkoły. 

Jeśli lubisz cyferki, to BARDZO zainteresuje Cię ten artykuł:

Co z tego wynika?

Średnia frekwencja pracowników tej firmy to 62%. A zatem: 

  • Opłacono faktury na 14 352 PLN
  • Z tego 8898,24 PLN za faktyczne zajęcia, które się odbyły.
  • 5453,76 PLN to był czysty zysk szkoły z racji niezrealizowanych zajęć.
  • 79 godzin – prawdopodobnie tyle razy jakiś nauczyciel był przygotowany do lekcji, poświęcił swój czas i był dostępny, ale zajęcia nie odbyły się i nikt mu za to nie zapłacił. Zyskała korporacja językowa czy też inaczej zwaną: “platformą” do nauki języków.

Czego ta firma-odbiorca szkoleń mogła się spodziewać przy przedłużaniu umowy z korporacją językową? Biorąc pod uwagę dane o frekwencji pracowników: cena wzrośnie do ciągle atrakcyjnych 95 PLN za godzinę. Warunki się nie zmienią. Może ewentualnie zmienić się frekwencja pracowników, jeśli administracja firmy ją wyegzekwuje. Tymczasem korporacja językowa zaczyna zarabiać również na zajęciach zrealizowanych.

Zadaj sobie jednak pytanie:

Czy takiej korporacji / szkole / platformie
będzie zależało na tym, by
zajęcia się odbywały… ?

To konkretny przypadek i prawdziwa oferta z 2025 roku dla której udało nam się stworzyć kontrofertę. Na utrzymanie zaangażowania podopiecznych ma wpływ autorska metoda PLA, a także Wdrożenie językowe z niszową wiedzą.

  • Rzetelną i uczciwą dla pracowników obu stron.
  • W pozytywny sposób motywującą do zaangażowania i obecności na zajęciach, a nie na odwrót.
  • Kontrofertę dającą jakość, autorską metodę, opiekuna biznesowego i wiele więcej.

Niestety, naprawdę wiele polskich przedsiębiorstw ciągle błędy w organizowaniu lekcji językowych i korzysta z usług korporacji językowych. Korporacji, które skonsolidowały rynek często przy wsparciu zagranicznego finansowania. Korporacji, które nie dostarczają dopasowanej usługi, która wniosłaby wartość. Liczy się tylko sprzedaż godzin… 

W ostatecznym rozrachunku, wszyscy cierpią. Pytanie jedynie, kiedy ktoś się zorientuje. I czy w ogóle?

2. Lekcje z native speakerem to częste błędy w organizowaniu lekcji językowych

Dawno temu, w erze kursów stacjonarnych i magnetofonowych kaset, powstał fenomen lekcji z native speakerem. Każda szkoła językowa chwaliła się nimi jak luksusowym dodatkiem. Dzisiaj już wiemy: to symbol przestarzałego myślenia, że wystarczy „kontakt z językiem”, by się go nauczyć. Niestety, szkoły dalej zarabiają na Twojej niewiedzy…

Native speaker języka angielskiego to nie tylko obywatel UK lub USA, lecz również Indii, Ghany czy Kenii. I to jest okay, jeśli zależy Ci na poszerzaniu kontekstu kulturowego w tych krajach (sam rozwijałem relacje biznesowe w Kenii.)

Skąd wziął się mit native speakera

Lekcje z native speakerem były kiedyś niemal synonimem jakości. Był jakby gwarancją kontaktu z żywym językiem i obietnicą, że po kilku lekcjach „z Brytyjczykiem” będziesz mówić jak rodowity Londyńczyk. Ale ten mit wyrósł z bardzo konkretnych realiów… których już dawno nie ma.

Trzy dekady temu świat wyglądał inaczej.

  • Zajęcia odbywały się wyłącznie stacjonarnie, często w małych salach z kredową tablicą i magnetofonem.
  • Internet raczkował, a rozmowa z kimś z innego kraju wymagała listów, faksów lub bardzo drogich połączeń międzynarodowych.
  • Jeśli chciałeś naprawdę porozmawiać po angielsku, musiałeś spotkać kogoś, kto przyjechał z zagranicy – fizycznie, do Twojego miasta.

Wtedy taki native speaker był zjawiskiem: często pracownik międzynarodowej korporacji, inżynier, menedżer, profesor lub specjalista przybyły z Zachodu. Miał realne doświadczenie zawodowe, używał języka na wysokim poziomie i dorabiał po godzinach prowadząc konwersacje. To był inny typ nauczyciela – człowiek, który wnosił prawdziwy kontekst kulturowy, biznesowy i językowy.

Lekcje z native speakerem – co się zmieniło?

Dziś wszystko, co kiedyś było luksusem, jest codziennością, dostępne za darmo i na wyciągnięcie ręki (np. poprzez czytanie książek lub słuchanie muzyki, podcastów itp.) Możesz rozmawiać z dowolnym native speakerem w kilka sekund przez aplikacje, czaty, grupy, fora, a nawet w pracy – jeśli funkcjonujesz w międzynarodowym środowisku. I nie musisz za to płacić Angielski jest wszechobecny: w filmach, podcastach, YouTube, LinkedInie, Slacku i codziennych mailach.

Paradoksalnie, wielu uczniów wciąż myśli, że więcej kontaktu z native speakerem rozwiąże ich problemy komunikacyjne. To częste błędy w organizowaniu lekcji językowych, bo jeśli na co dzień i tak używasz języka, to dorzucenie kilku rozmów z kolejnym rozmówcą z Wielkiej Brytanii czy USA nie zrobi różnicy. Nie pozbędziesz się błędnych nawyków, nie zrozumiesz procesu nauki, nie poprawi się Twoja logika wypowiedzi, nie nauczysz się myśleć w języku obcym itd. itd…

3 błędy w organizowaniu lekcji językowych (również dla HR managerów!) - dodawanie do listy wykreślanie z listy sluchanie jezyka i ekspozycja na jezyk do kawy
Dzisiaj bardzo łatwo o darmową ekspozycję na język. Nawet przy porannej kawusi!

Dlaczego mit wciąż trwa

Marketing szkół językowych potrzebował prostego symbolu jakości. Łatwiej sprzedać „rozmowy z Amerykaninem” niż „proces automatyzacji kompetencji komunikacyjnych”. To emocjonalny skrót myślowy:

„Mam lekcje z native speakerem, to znaczy, że uczę się dobrze.”

Problem w tym, że native speaker rzadko jest nauczycielem. Znajomość języka ojczystego nie oznacza umiejętności jego nauczania. W rzeczywistości wielu native’ów nie zna gramatyki opisowej swojego języka, nie rozumie jak działa transfer międzyjęzykowy, nie potrafi zarządzać nauką ani diagnozować błędów wynikających np. z interferencji. 

Co to interferencja? W skrócie: Twój mózg postrzega już komunikację w pewnych schematach, które wynikają z języka ojczystego i nie możesz już tego zmienić. Aby sprawnie i łatwo rozszyfrować kolejny język musisz świadomie działać w oparciu o to jakie nawyki językowe już masz i które błędy z nich właśnie wynikają.

To dla Ciebie niebezpieczne! 

Dla uczniów na poziomach niższych lub średnich, kontakt z native speakerem często prowadzi do blokady komunikacyjnej. Uczący się słyszy „perfekcyjny akcent”, a nie rozumie sensu. Zamiast postępu pojawia się stres, poczucie niekompetencji i wyuczona bezradność. Poświęcony czas na takie lekcje przemnóż sobie przez procent tego ile faktycznie rozumiesz, a ile musisz się domyślać. Nie dość, że nie wiesz czy domyślasz się poprawnie, to jeszcze marnujesz sporo energii i czasu na nieprecyzyjną naukę i powielanie błędów.

Rzeczywista wartość kontaktu z native speakerem

Nie oznacza to oczywiście, że native speakerzy nie mają wartości. Mają, ale pod warunkiem, że wiesz po co z nimi pracujesz. A jeśli tak jest, to wiesz też na jakim etapie nauki native powinien się pojawić. Ich obecność ma sens, gdy:

  • Twoim celem jest doprecyzowanie niuansów kulturowych i idiomatycznych,
  • chcesz poprawić intonację, rytm i akcent (na zaawansowanym poziomie),
  • potrzebujesz autentycznej ekspozycji w konkretnym obszarze językowym bo to związane z Twoim zawodem.

Wtedy rozmowy z native’em są jak polerowanie gotowego narzędzia. Ale wcześniej musisz mieć to narzędzie, które działa – czyli wytrenowaną umiejętność myślenia i reagowania w języku obcym poprzez spontaniczną, nawykową i pewną komunikację.

3 błędy w organizowaniu lekcji językowych (również dla HR - wybor native speakera do lekcji
Musisz dokładnie wiedzieć jakiego native speakera potrzebujesz i skąd musi pochodzić!

Jak w PLA SCHOOL omijamy błędy w organizowaniu lekcji językowych

W PLA SCHOOL mamy oczywiście lekcje z native speakerem. Jednak proponujemy je dużo rzadziej, a nasi native-mentorzy nie są jedynie zwykłymi lektorami do pogaduszek. Praca z native speakerem ma sens dopiero wtedy, gdy uczeń:

  • przeszedł etap proceduralizacji języka i mówi płynnie
  • zna swój docelowy kontekst językowy i potrafi w nim komunikować po angielsku
  • ma ustalone cele i wskaźniki sukcesu (np. „prowadzić prezentacje projektowe w Szkocji”).

Dopiero wtedy kontakt z native’em pozwala skalibrować język i wejść w niuanse. Nie służy on do „ćwiczenia mówienia” na oślep. Pozwala szlifować i udoskonalać już wypracowane kompetencje – to niezbędny próg wejścia do rozmów z native speakerem.

Inaczej i krócej:

Lekcje z native speakerem są zarezerwowane dla tych, którzy już potrafią nieźle mówić po angielsku.

Prawdziwym problemem nie jest brak ekspozycji na język, ale brak świadomego treningu. Dlatego nie potrzebujesz już lekcji z native speakerem. Nie potrzebujesz też codziennych lekcji ze zwykłym nauczycielem.

Potrzebujesz systemu, który nauczy Cię reagować, pisać, czytać mówić i myśleć. Potrzebujesz systemu, który wyuczy w Tobie samodzielne zdolności do rozwoju kompetencji – nawet gdy nie uczestniczysz w żadnym kursie. Native może być świetnym dodatkiem, ale tylko wtedy, gdy masz system uczenia się.

3. Lektor, nauczyciel, mentor – to nie synonimy!

No dobra, to z kim się uczyć? Niestety, w Polsce pokutuje przekonanie, że lektor i nauczyciel to synonimy. Stąd już później łatwo o kolejne mity, nieporozumienia i nietrafione decyzje. Rozprawmy się z tym raz na zawsze:

Lektor – to zwykły rozmówca, sparing partner. Ty możesz być lektorem języka polskiego. Nie umiesz nauczać polskiego i nie potrafisz mówić o kwestiach lingwistycznych. Ale umiesz rozmawiać. Znaleźć takiego native speakera w języku angielskim jest jeszcze prościej niż w języku polskim! Sprawdź ile osób na świecie posługuje się od urodzenia polskim, a ile angielskim…

Nauczyciel – to rozmówca, który ma też kompetencje w tłumaczeniu języków i zna się na komunikacji. Co ważniejsze: rozumie funkcjonowanie Twojego ojczystego języka który już znasz ORAZ język obcy. Dlatego jest w stanie budować z Tobą świadomość językową i obniżać bariery językowe. Nauka nie jest “na oślep” dlatego jest sprawniejsza i bardziej efektywna niż z lektorem – szczególnie na niższych poziomach. Nauczyciel ma też inne doświadczenie: nauczył się przynajmniej jednego języka obcego, a native speakerzy nie zawsze przeszli tę ścieżkę.

Mentor – to nauczyciel, który poza wykształceniem i kompetencjami nauczycielskimi ma również doświadczenie lub wykształcenie zawodowe. No pomyśl, czy nie idealnie byłoby porozmawiać z Polakiem, który tak jak Ty zna się na sprzedaży międzynarodowej, marketingu, mechanice samochodowej – lub czymkolwiek innym, co jest właśnie Twoim obszarem zawodowym lub zainteresowań. Nauka z mentorem jest wysoce angażująca i pełna wartości peryferyjnych (z Twojego obszaru zawodowego lub hobby).

W naszej szkole PLA SCHOOL pracują mentorzy dwujęzyczni oraz mentorzy native speakerzy.

Zapamiętaj

  1. Rodowity użytkownik języka nie ma automatycznie kompetencji dydaktycznych. Tak samo jak Ty miałabyś lub miałbyś problem z efektywnym nauczaniem języka polskiego. Umiesz tylko nim mówić.
  2. To, że ktoś lubi pogadać – nie znaczy, że nauczy Ciebie gadania. To jak założyć, że Robert Lewandowski jest świetnym trenerem (skoro doskonale gra na ataku…)
  3. Bez umiejętności nauczania lekcje zamieniają się w luźne, miłe i sympatyczne rozmowy, a nie systematyczne zajęcia z przyrostem wiedzy. Twoi pracownicy często stoją w miejscu, choć mają poczucie działania.
  4. Native speakerzy prowadzą zajęcia na żywioł, bez struktury i metody. A jednak ekspresowo zdobywają serca uczniów swoim swobodnym zachowaniem, charyzmą i akcentem. To fajnie spędzone lekcje:
  • za które płaci firma,
  • i często odbywają się w czasie pracy.

Dlatego wyniki ankiet satysfakcji z nauki prawie zawsze są doskonałe. To iluzja, której poddają się wszystkie działy kadr oraz działy HR. To normalne, bo pracownicy tych działów nie są przecież metodykami językowymi czy lingwistami. Ale o ankietach satysfakcji w kolejnym artykule…

To sum it up…

Może podsumuję to prosto i bezpośrednio: języki to tylko narzędzia w komunikacji, a ta dotyka psychologii, biologii i wielu innych dziedzin. Jako profesjonalista z obszaru Kadr czy Human Resources – nie masz czasu na to, by wejść odpowiednio głęboko w nauczanie języków obcych. Dlatego tak łatwo o błędy w organizowaniu lekcji językowych dla firm.

Istotnym jest znalezienie partnera, któremu można zaufać, oddelegować ten obszar i zbudować przestrzeń do zrozumiałej komunikacji między szkołą, a firmą. Wówczas pozostanie tylko doglądać rozwoju i skupić się na swoich zadaniach. 

Znajdę dla Ciebie czas:


This will close in 0 seconds

Mateusz Stasica